...czyli o szukaniu słońca między deszczem.
W myśl ostatnim postanowieniom, nie zważamy na pogodę (bo ta często ma w
nosie to, że jest weekend, wolne od pracy, że chciałoby się na spacerek, na
rowerek) tylko ruszamy w teren, wbrew warunkom atmosferycznym i wszelkim
zjawiskom pogodowym. Ostatnimi czasy kurtki przeciwdeszczowe i kalosze na stałe
zagościły w bagażniku samochodu. W końcu lato jest! Popołudniowa przejażdżka rowerem= Jula
ubrana w polar, grubszą kurtę i obowiązkowo czapkę żeby, chociaż uszu nie
przewiało;)
Nie powiem, uwielbiam, leniwe niedziele, gdy za oknem pada deszcz
(szczególnie w takich dniach, gdy rano marzy się tylko o jakiejś tłustej
jajecznicy, albo o czymś zimnym i gazowanym), nie trzeba nigdzie wychodzić, nic
załatwiać, a dziecko ma nastrój iście domowy. Jednak to ostatnie zdarza nam się
bardzo sporadycznie. Dlatego też staramy się spędzać czas poza naszym m4,
na świeżym powietrzu, odkrywając okolice (znane i nieznane).
Tak wiec ostatnio uprawiamy kocing na trawingu nad rzeczką, opodal krzaczka.
Pakujemy sezonowe pyszności, przekąski, zabawki i relaksujemy się, każdy jak
może. Blisko Białegostoku można odnaleźć urokliwe miejsca, które z dzieckiem
odkrywa się na nowo. Uwagę zwraca się na to, co wcześniej nie miało dla nas znaczenia.
Co prawda, żeby trafić w moment bez deszczu, to w ten weekend robiliśmy chyba z 6
podejść. A jak już się w końcu udało to i tak Julcia, chodząc bez butów po trawie krzyczała,
że „nionio” mokre. Idealnie do pogody w przysłowiową kratkę sprawdził się nam koc piknikowy
z izolacją, chroniącą przed wilgocią i zimnem. Nawet po deszczowym poranku nie
można było migać się, że wszędzie mokro i może lepiej zostać w domu, tylko
wsiadaliśmy w samochód i jechaliśmy na piknik.
Fajnie, fajnie ale DESZCZU SIOO, bo
dziecko chce hasać po łące, ganiać zające, bosą stopą odkrywać świat!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz