środa, 18 lutego 2015

Tylko we dwoje

Przychodzi taki dzień w życiu rodzica, kiedy decyduje się on na pierwsze od wielu, czasem długich miesięcy sam na sam ze swoim mężem/żoną.
I nie mam tu na myśli celebrowanych kilkugodzinnych randek raz w miesiącu, coś w stylu romantyczna kolacja+kino, czy wspólnego wieczoru spędzonego na kanapie z kieliszkiem dobrego wina, tylko w dorosłym towarzystwie, bez Peppy w TV, miliona klocków na dywanie, czy ciastoliny wklejonej we włosy. Chodzi o prawdziwy, pełnowymiarowy urlop. Żeby naładować akumulatory, odbudować równowagę pomiędzy życiowymi rolami, dać się ponieść, tak dawno zapomnianej spontaniczności.

Rodzic zostawia rolę mamy, taty i przez krótką chwilę w roku staje się dla siebie znowu tylko partnerem, z cudownym bonusem w postaci wolnego, niczym nieograniczonego czasu. Osobiście potrzebowałam ponad dwóch lat na podjęcie takiej decyzji. Wszystko jest indywidualną kwestią, być może jedni nigdy się nie zdecydują na taką formę odpoczynku, natomiast drudzy nie będą musieli czekać tak długo, żeby wyruszyć w podróż bez swojego najcenniejszego bagażu :).
Do wyjazdu tylko we dwoje przygotowywałam się chyba dłużej niż do porodu. Wszystko przemyślane, zaplanowane. Pół rodziny zaangażowane, nieocenione wsparcie i pomoc ze strony dziadków, z którymi Lusia spędziła blisko 10 dni. Jak przygotować dziecko na urlop od rodziców? Bez względu na wiek pociechy, w pierwszej kolejności, należy zacząć od samych siebie. Musimy być pewni, że nasz największy skarb zostaje we właściwych rękach, będzie bezpieczny i nie odczuje mocno naszej nieobecności. Jeżeli jesteśmy w stanie to zorganizować, zdecydowanie pełniej będziemy korzystać z czasu tylko we dwoje.

Jestem zwolenniczką szczerych komunikatów kierowanych do dziecka. Od samego początku tłumaczyłam małej co się dzieje, co robię, gdzie wychodzę i za ile wrócę. Jasny przekaz, bez zbędnego owijania w bawełnę, lawirowania między słowami ogranicza zbędny stres, daje poczucie bezpieczeństwa, buduje zaufanie. I tak też było tym razem. O naszym urlopie rozmawialiśmy szczerze i otwarcie przygotowując córkę na to chwilowe rozstanie. Nie było mydlenia oczu w postaci "mama w pracy, zaraz wróci... o zobacz jaki ptaszek leci, a tu zaraz mambę znajdę.../" żeby tylko odwrócić uwagę...takie bajki nie wchodziły w grę i usilnie walczyłam z moją mamą żeby nie stosowała takich trików.

Zależało mi na tym, żeby nasz wyjazd w jak najmniejszym stopniu zdezorganizował rytm dnia Lusi. Co ważne nocowanie u dziadków nie było jej obce, więc decyzja, o tym żeby na czas naszej nieobecności przenieść część naszego mieszkania do nich, był słuszna, mimo pokaźnych rozmiarów walizki, jak na tydzień wakacji. Córka jest z nimi bardzo związana, przyzwyczajona do ich towarzystwa, po moim powrocie do pracy, blisko rok spędziła z babcią, zanim rozpoczęła przygodę z przedszkolem. Dziadkowie znają jej rytuały, sposoby na uspokojenie, wiedzą co sprawi jej największą przyjemność, co lubi, a czego nie, jest ważne w trakcie rozłąki z rodzicami. Decydując się na wyjazd opiekę nad dzieckiem powierzamy osobie, którą ono dobrze zna, ufa i czuje się bezpiecznie w jej towarzystwie. Należy także zadbać o to, aby nasza pociecha przed dłuższą rozłąką miała możliwość spędzenia z tą osobą nocy, dwóch, żeby stało się to dla niej czymś atrakcyjnym, naturalnym, a nie wywołującym niepotrzebny stres. Aby uniknąć dodatkowych stresów walizki pakujmy, gdy dziecko jest poza domem lub gdy już śpi. Gdy nadchodzi godzina zero- pożegnanie nie lamentujemy, nie płaczemy, spokojnie, czule, w marę krótko się żegnamy (pochlipiemy poza zasięgiem wzroku malca, jak będzie taka potrzeba, bo często jest tak, że to dziecko lepiej znosi rozłąkę niż rodzice).

Dziadkowie stanęli na wysokości zadania, wozili wnuczkę do przedszkola, mimo niesprzyjającej pogodzie organizowali czas popołudniu, spacery, wycieczki objazdowe po dalszej i bliższej rodzinie, wypełniali każdy dzień jak mogli, żeby nie było czasu na nudę. Stad też, gdy dzwoniliśmy, żeby porozmawiać z pierworodną ta często była czymś zajęta. Wywiad w pierwszych dniach był bardzo skrupulatny, o której wstała, co zjadła, jaki ma humor, czy myła zęby i wiele innych, bardzo na daną chwilę i odległość istotnych kwestii. Dopiero po reprymendzie mojej mamy  i słowach "pojechałaś na urlop odpocząć, czy ciągle trzymać rękę na pulsie?" trochę wyluzowałam. Wiedziałam, że córka jest w najlepszych rękach i pogodziłam się z tym, że nie dopytuje ciągle o rodziców, tylko świetnie się bawi.

Czas spędzony tylko we dwoje, bez wątpienia ładuje akumulatory, pozwala odbudować zachwianą cierpliwość oraz z pełną energią zaczynać każdy nadchodzący dzień, podejmując, co chwila nowe wyzwania wychowawcze. Najlepszym dowodem na zbawienny wpływ urlopu bez dziecka jest to, że George brat Peppy zaczął mówić tatowym głosem, który zapewnia o większych pokładach cierpliwość :)





4 komentarze:

  1. Witaj, jaki tytuł ma post w którym pokazujesz i opisujesz białe tabliczki z czarnymi kształtami które pokazywałaś na Fb Montessori po polsku?

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Kasiu, o tabliczkach poczytasz w tym poście http://joannagryko.blogspot.com/2014/06/siejcie.html , pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dziękuję, my jeszcze nie możemy wyjechać tylko we dwoje, od 6 lat :) ale może za 6 lat się uda :)

    OdpowiedzUsuń