niedziela, 1 czerwca 2014

Ojczyzna vs Obczyzna


...czyli wakacje z małym dzieckiem, w kraju czy za granicą?


W blisko dwuletnim stażu Julci na tym świecie, było nam dane testować obie opcje. Myślę, że ile rodzin, tyle opinii  odnośnie wypoczynku. Przed pojawieniem się Juleczki, zdecydowanie preferowaliśmy aktywne formy wypoczynku. Wybieraliśmy kameralny hotel, który stawał się miejscem wypadowym do dalszych wycieczek. Wypożyczaliśmy samochód i zwiedzaliśmy ciekawsze miejsca, wtapiając się w tubylców, poznawaliśmy kulturę kraju.


Jednak pierwsze prawdziwie rodzinne wakacje zdecydowaliśmy się spędzić nad polskim morzem. Ba rodzinne! Wręcz wielopokoleniowe. Obowiązkowo dziadkowie, siostra z mężem i córkami no i my. Grzybowo, urokliwa miejscowość, przetestowana przez siostrę i jej rodzinkę, polecona, zachwalona. Odpowiadała nam bardzo! Kilka knajpek, jeden sklep spożywczy, kiosk, cisza, spokój. Co najważniejsze, bez dzikiego tłumu i szaleńczego jarmarku niezbędnej różności, przez który trzeba się przedrzeć chcąc się dostać na plażę. Chociaż i tak siostrzenice w tak "ubogim" asortymencie wypatrywały zabawki i sprzęty bez których żyć nie mogły! Jak dobrze, że Jula jeszcze wtedy nie wykazywała zbytniego zainteresowania straganikami.


























I jak to nad polskim morzem bywa do pełni szczęścia brakowało tylko....pogody. Na 7 dni urlopu 5 było deszczowych (jak to mój szwagier mawiał "przelotnie deszczowych"). Ja to nawet się cieszyłam, że tego słońca będzie nie za wiele, bo dzieciom lepiej w cieniu niż w pełnym słońcu przecież :) 


Spacerów nie odpuszczaliśmy nawet jak mocno padało, uzbrojeni w peleryny przeciwdeszczowe zakupione na miejscu  i croksy (kaloszy nie brałam bo bagażnik i tył samochodu zapakowany, że nawet dodatkowej pary chusteczek higienicznych nie było gdzie wcisnąć)  usilnie jodowaliśmy dziecko. Przypuszczam, że małej  ciężko się wydychało ten dobroczynny jod przez folie przeciwdeszczową zamontowaną  na wózku. 


Nasz wtedy blisko 8 miesięczniaczek raczkował jak szalony za swoimi siostrami. Dziewczynki chętnie się z nią bawiły, budowały jej zamki i babki z piasku, tłumacząc przy tym, że to na niby, że tego się nie je (jakoś trudno jej było to zrozumieć, musiała spróbować). Codziennie rano piszczała z radości na ich widok. Dziadkowie zabierali Julcie na spacery (żebyśmy rano mogli troszkę dłużej pospać), a na wieczornym winku  u siostry po całym dniu wrażeń zasypiała i nie przeszkadzały jej śmiechy i chichy towarzystwa. Także teges... było rodzinnie. A gdzie rodzinka i pomysły na każdy, nawet najbardziej pochmurny dzień to i to słońce tak bardzo nie potrzebne.


W tym roku zdecydowaliśmy się na urlop w Turcji. Już nie tak dosłownie rodzinny, ale wciąż, bo przyjaciele to przecież jak rodzina :). Dużo przygotowań. Wyrobienie paszportów, wizyta u pediatry, po listę niezbędnych leków potrzebnych w podróży, na każdą ewentualność, letnie zakupy, filtry, kremy akcesoria do pływania, obmyślanie strategi przetrwania lotu i wiele innych. Urlop z 18 miesięcznym bąblem uważam za udany. Hotel dostosowany do rodzin z dziećmi, przepiękny ogród, jedzenie różnorodne, kącik dla maluchów ze specjalnym jedzeniem, nawet dla tych  na diecie :) i co najważniejsze gwarancja pogody (żeby było śmiesznie przywita nas burza z ulewnym deszczem). 

Wyjazd przed wysokim sezonem uważam za trafiony. Nie było dzikiego tłumu, wieczorem można było trochę odetchnąć od upału w ciągu dnia. Co prawda woda w brodziku była lodowata przez cień, który dawał olbrzymi parasol, ale w dużych basenach znacznie cieplejsza. Jula  nie należy do szaleńców wodnych, w przeciwieństwie do Oliwci, swojej o 4 miesiące młodszej koleżanki, która dosłownie, jak ryba w wodzie czuła się na ślizgawkach i siłą ją trzeba było wyciągać z basenu. Brodzenie po wodzie, zanurzenie do do pasa, zabawy z dmuchaną kaczka, przelewanie wody z kubeczka do kubeczka, to było to, co Lusi najbardziej odpowiadało. Motorówka w wykonaniu wujka też nie wywołała a u niej większej euforii. Spięta, pozwoliła na krótką przejażdżkę, by po chwili głośno podziękować krzycząc "Neee" i wskazując palcem, by dać znać, że chce wracać na brzeg. 

Dużo się działo, dlatego planuję oddzielny wpis dotyczący samego wyjazdu do Turcji, w którym umieszczę więcej zdjęć i praktycznych wskazówek, które sprawdziły się u nas podczas podróży i pobytu za granica. 
A jakie są Wasze wakacyjne doświadczenia związane z podróżowaniem z małym dzieckiem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz