poniedziałek, 1 grudnia 2014

Ciemność, widzę ciemność, ciemność widzę!

a gdy z tej ciemności banalnie wyłania się światło zamknięte w pudełku, oznacza to doskonałą zabawę na kilka dłuższych chwil.

Moje dziecię ostatnio zaczyna stronić od ciemności, gdzie wcześniej nie robiło jej to większej różnicy, teraz preferuje jasność (nie idzie to w parze z przechodzeniem na jasną stronę mocy, jeżeli chodzi o zachowanie:)). Zawsze zapala światło w łazience, wspina się na sedes, sięgając włącznika, doprowadzając mnie tym za każdym razem do zawału. W nocy pilnuje żeby zostawić jej lampkę w kontakcie, aby w pokoju panował półmrok, gdy idzie spać.

I już myślałam, że będzie falstart, gdy obiecując niespodziankę, poprosiłam Lusię o zamkniecie oczu, pogasiłam wszystkie światła, zostawiając jedynie włączone nasze świetlne pudełko. Zaczęło się od "hu hu" i już sama nie wiem, czy chodziło jej o sowę i jej nocny tryb życia, który skojarzyła z ciemnością, czy moja córka miała na myśli jakieś duchi  (żeby nie było! drugiego tematu nie było jeszcze na naszych lekcjach trójstopniowych:)).

Banalnie proste w wykonaniu, a niosące tyle radości i przyjemności z odkrywania własności różnych przedmiotów- pudełko świetlne. Wystarczy plastikowe pudełko z przezroczystym wieczkiem, białe lampki choinkowe led na baterię i różne gadżety do zabawy. Jest sporo light boxów zrobionych z dużo większym rozmachem. I już prawie zamierzałam naszego lacka z ikei przerobić na stolik świetlny, gdy P. pukając się w głowę odwiódł mnie od tego pomysłu. Ustąpiłam. I wyszło, że zwykłe pudełko „robi robotę” i sprawdza się znakomicie. Przedmioty w kontraście do światła nabierają nowego, bardziej interesującego wymiaru. Zabawy ze stolikiem świetlnym poza rozwijaniem koordynacji wzrokowo- ruchowej, poznawaniem kolorów, kształtów, faktur i co tam jeszcze wpadnie nam do głowy, przede wszystkim rozwijają poczucie bodźca wzrokowego.


Na pierwszy ogień poszły gładkie bibułki, wycięte w kwadraty. Sprawdzałyśmy jak mieszają się kolory, układałyśmy różne figury, segregowałyśmy do kolorowych foremek. Podobnie z tkaninami, o różnej grubości i fakturze. Następnie na stół wjechały ukochane kulki hydrożelowe i tu już nic nie musiałam podpowiadać, Lusia brała łyżeczki, przenosiła kulki, ganiała po całym stole, rozgniatała w paluszkach, dokładnie układała w metalowych foremkach do ciastek (coraz bliżej święta!), gdy już się wypełniły szybko unosiła foremkę, zachwycona, jak kulki uciekają w różnym kierunku. Dodatkowo kolorowe kryształki, mieniące się ledowym światłem też jej się bardzo podobały, chwytała je paluszkami i układała do słoiczka. Na koniec zabawy oddechowe z piórkami, dające uczucie kontroli własnego wydechu, wydłużające fazę wydechową, kontrolę jego nad siłą i kierunkiem, co kształtuje właściwy tor oddechowy, a w następstwie prawidłową mowę.

Świetlne szaleństwo trwa do dzisiaj. Córcia sama wyciąga pudło, nauczyła się włączać lampeczki i tak odchodzą różne eksperymenty w wydaniu dwulatka. "Prześwietla" wszystko, co się da, zabawki, ubrania, a nawet jedzenie!

1 komentarz:

  1. Rewelacyjny pomysł! W przyszłości muszę sprawić taki stolik mojemu synkowi. ;)

    Nominowałam Cie do Liebster Blog Award http://kiedymamaniespi.blogspot.com/2014/12/kilka-sow-o-mnie-czyli-liebster-blog.html Zapraszam. :)

    OdpowiedzUsuń