a gdy z tej ciemności banalnie wyłania się światło zamknięte w pudełku,
oznacza to doskonałą zabawę na kilka dłuższych chwil.
Moje dziecię ostatnio zaczyna stronić od ciemności, gdzie wcześniej nie robiło
jej to większej różnicy, teraz preferuje jasność (nie idzie to w parze z
przechodzeniem na jasną stronę mocy, jeżeli chodzi o zachowanie:)). Zawsze
zapala światło w łazience, wspina się na sedes, sięgając włącznika,
doprowadzając mnie tym za każdym razem do zawału. W nocy pilnuje żeby zostawić jej lampkę
w kontakcie, aby w pokoju panował półmrok, gdy idzie spać.
I już myślałam, że będzie falstart, gdy obiecując niespodziankę, poprosiłam
Lusię o zamkniecie oczu, pogasiłam wszystkie światła, zostawiając jedynie
włączone nasze świetlne pudełko. Zaczęło się od "hu hu" i już sama
nie wiem, czy chodziło jej o sowę i jej nocny tryb życia, który skojarzyła z
ciemnością, czy moja córka miała na myśli jakieś duchi (żeby nie było! drugiego tematu nie było jeszcze na naszych lekcjach trójstopniowych:)).
Banalnie proste w wykonaniu, a niosące tyle radości i przyjemności z
odkrywania własności różnych przedmiotów- pudełko świetlne. Wystarczy
plastikowe pudełko z przezroczystym wieczkiem, białe lampki choinkowe led na
baterię i różne gadżety do zabawy. Jest sporo light boxów zrobionych z dużo
większym rozmachem. I już prawie zamierzałam naszego lacka z ikei przerobić na
stolik świetlny, gdy P. pukając się w głowę odwiódł mnie od tego pomysłu.
Ustąpiłam. I wyszło, że zwykłe pudełko „robi robotę” i sprawdza się znakomicie. Przedmioty w kontraście do światła nabierają nowego, bardziej interesującego wymiaru. Zabawy ze stolikiem świetlnym poza rozwijaniem koordynacji wzrokowo- ruchowej, poznawaniem kolorów, kształtów, faktur i co tam jeszcze wpadnie nam do głowy, przede wszystkim rozwijają poczucie bodźca wzrokowego.
Na pierwszy ogień poszły gładkie bibułki, wycięte w kwadraty. Sprawdzałyśmy
jak mieszają się kolory, układałyśmy różne figury, segregowałyśmy do kolorowych
foremek. Podobnie z tkaninami, o różnej grubości i fakturze. Następnie na stół
wjechały ukochane kulki hydrożelowe i tu już nic nie musiałam podpowiadać,
Lusia brała łyżeczki, przenosiła kulki, ganiała po całym stole, rozgniatała w
paluszkach, dokładnie układała w metalowych foremkach do ciastek (coraz bliżej
święta!), gdy już się wypełniły szybko unosiła foremkę, zachwycona, jak kulki
uciekają w różnym kierunku. Dodatkowo kolorowe kryształki, mieniące się ledowym
światłem też jej się bardzo podobały, chwytała je paluszkami i układała do
słoiczka. Na koniec zabawy oddechowe z piórkami, dające uczucie kontroli
własnego wydechu, wydłużające fazę wydechową, kontrolę jego nad siłą i
kierunkiem, co kształtuje właściwy tor oddechowy, a w następstwie prawidłową
mowę.
Świetlne szaleństwo trwa do dzisiaj. Córcia sama wyciąga pudło, nauczyła się
włączać lampeczki i tak odchodzą różne eksperymenty w wydaniu dwulatka.
"Prześwietla" wszystko, co się da, zabawki, ubrania, a nawet
jedzenie!
Rewelacyjny pomysł! W przyszłości muszę sprawić taki stolik mojemu synkowi. ;)
OdpowiedzUsuńNominowałam Cie do Liebster Blog Award http://kiedymamaniespi.blogspot.com/2014/12/kilka-sow-o-mnie-czyli-liebster-blog.html Zapraszam. :)