sobota, 1 lutego 2014

Dobry początek


Jako ta pilna uczennica rzetelnie przygotowywałam swój umysł i ciało na spotkanie z naszą córką.

Podręczniki, czasopisma, strony internetowe wertowane od deski do deski, obecność obowiązkowa na ćwiczeniach gimnastycznych oraz na wykładach w szkole rodzenia (spotkania z nieocenioną Panią Tereską, „Kąpiel malucha” w jej wydaniu „bezcenne”, siedzieliśmy w pierwszym rzędzie- ze śmiechu myślałam, że urodzę, kto był na jej zajęciach w SZR na ul. Warszawskiej w Białymstoku na pewno to potwierdzi).

Doświadczenie doświadczeniem, ale matką, jakby nie patrzeć miałam zostać pierwszy raz.  Także uzbrojona w wiedzę teoretyczną, bogata w doświadczenie zdobyte w kontakcie z małym dzieckiem, po pierwsze prawie swoim, bo siostry i to potrójnie (siostrzenice jakoś się nigdy nie skarżyły) po drugie cudzym związanym z przygodą ze żłobkiem i przedszkolem, czekałam na tą kruszynę, która już od dłuższego czasu dobitnie zaznaczała swoją oboczność w moim brzuchu. Lewe żebro, w które Lusia tak usilnie stukała, pukała, wierciła, jeszcze długo po porodzie dawało o sobie znać.  
Co jakiś czas podsuwałam PG jakieś najciekawsze fragmenty, ale ten jak ognia unikał zgłębiania literatury twierdząc, że mu te naukowe mądrości nie potrzebne, że wszystko wyjdzie w praktyce. Drżałam, PG nie miał obycia, doświadczenia i nie mówię już tu nawet o podejściu do małych dzieci. Prosiłam, namawiałam zmień pieluszkę Antosiowi, spróbuj, zobacz jak to się robi (ze strachu przed uszkodzeniem pierworodnej chciałam żeby nauczył się obsługi już na nieco większym dziecku, nie tak kruchym i delikatnym jak noworodek), twardo stawiał opór i tłumaczył spokojnie, że cudzych pieluch On nie będzie zmieniał, a poza tym, co to za filozofia zmienić pampersa.
Ok... odpuściłam i wierzyłam, że jak już Luśka przyjdzie na świat to wręczy Tatusiowi jakąś dokładną instrukcję obsługi własnej. Oczywiście jeszcze zanim w ciąży nie byłam z góry zakładałam, że dzielimy obowiązki. Nie chciałam odbierać PG przyjemności z takich czynności jak zmiana pieluszki, kąpiel, obcinanie paznokci, czy usypianie ;) ani przede wszystkim  możliwości zdobycia tak cennego doświadczenia. W końcu człowiek uczy się całe życie.
No i stało się nadszedł ten dzień, Lusia trochę nas zaskoczyła, przyszła na świat 2 tygodnie przed terminem wyliczonym, wydedukowanym przed dr Ś. i ku zaskoczeniu PG nie miała przy sobie żadnej instrukcji obsługi. I wtedy to on drżał. Jak wziąć taką kruszynę na ręce, jak nałożyć pajacyk, jak wykąpać, a o zmianie pieluchy już  nawet nie wspomnę. Ale pokłady matczynej cierpliwości, które po porodzie uderzyły mnie jak grom z jasnego nieba, pozwoliły przetrwać nam te pierwsze tygodnie. PG to wyjątkowo zdolny uczeń, ale i Lusia wykazywała dużą cierpliwość, nie skarżyła się za mocno na założoną pieluchę tyłem na przód, a dodatkowo śmiem twierdzić, że istnieje coś takiego jak instynkt ojcowski…







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz