wtorek, 16 września 2014

Zdziwko



Kto, jak kto, ale matka, to chyba najlepiej zna swoje dziecko, tak mi się przynajmniej wydawało do wczoraj. I gdybym się założyła, to dzisiaj chodziłabym pewnie bez ręki!


Jesteśmy przekonani, że doskonale znamy swojego malucha, wiemy co lubi, a czego się boi, co zje ze smakiem, a na co nawet nie spojrzy, przewidujemy jego reakcje o kilka kroków do przodu, czasami wiemy nawet lepiej od niego samego na co ma ochotę, dlaczego jest taki markotny, bądź nadmiernie pobudzony (ot taka nadprzyrodzona zdolność rodzicielska). Aż tu nadchodzi taki dzień, w którym Twoje własne dziecko nie postępuję zgodnie z Twoimi przewidywaniami. I chwała mu za to! To znaczy, że się rozwija, kształtuje swoją osobowość, poprzez podejmowanie różnych, czasami mogłoby się wydawać najprostszych decyzji. A jest to przecież niełatwy proces, z którym trudności mają nawet dorośli.




Powodowani chęcią spędzenia rodzinnego weekendu, uspokojenia wyrzutów sumienia po piątkowym randez-vous tylko we dwoje, pojechaliśmy szukać krasnoludków. 
Młyn Myśliwiec lata świetności ma co prawda za sobą, ale właściciele i atmosfera tam panująca- iście bajeczna. Wrześniowe słońce grzało, jak w samym środku lata. Trafiliśmy w miejsce, w którym czas się zatrzymał. Czego chcieć więcej? Olbrzymi teren, środek lasu, świeże powietrze, tratwa dla odważnych, zwierzęta gospodarskie i to nie takie, na które można jedynie popatrzeć z daleka, tylko takie, do których można podejść, pogłaskać, nakarmić.



I tak wielkim zaskoczeniem dla mnie była decyzja Lusi wyrażająca chęć przejażdżki na kucyku. Pewna, tego mała nie wsiądzie na konika, mówiłam właścicielce, że nawet nie ma co siodła wyciągać, bo i tak nie wsiądzie. Jeżeli chodzi o zwierzaki to niby ona taka odważna, chętna, a gdy przychodzi co do czego to Pani już podziękujemy :). 

Długo trwało, zanim przyzwyczaiła się do psa i kota u dziadków, bardzo chciała, ale gdy dochodziło do spotkania w cztery oczy, uciekała na ręce i koniec zabawy. Żeby dodać wnuczce otuchy i sprawić, że będzie się czuła pewniej, dziadek nauczył Lusię, że do psa, jak podejdzie za blisko, albo będzie zbyt natarczywy w swoim lizaniu, czy zaczepianiu może mówić SIO i piesek wtedy wróci na swoje miejsce. Pojętne dziecko. Jedno z lepiej artykułowanych zwrotów przez moją córkę, brzmiało na okrągło. Owszem działało na psa doskonale, a jak coś się sprawdza to, czemu tego nie stosować w każdej sytuacji? Więc jak szanowna królewna chciała gdzieś przejść, usiąść to leciało SIO, jak trzeba było kończyć zabawę, sprzątać zabawki SIO, w kolejce do kasy SIO i już nam się wydawało, że słowo, którego nie wolno wymawiać,  po wielu rozmowach, tłumaczeniach i ćwiczeniach praktycznych ustąpiło miejsca pampram (czyt. przepraszam), to dzień dobry wiosno SIO poleciało do Pani z przedszkola, która chciała Lusię przebrać w piżamę do leżakowaniu. Dlatego też lekcję dobrego zachowania uważam za ponownie otwartą.
Wracając do kuca...Zdziwko. Wsiadła. Jechała bez mojego podtrzymywania i zejść nie chciała. Kucyk Adaś skradł jej serce. 



Niesamowite uczucie, gdy zawodzi cię rodzicielskie przekonanie, powtarzam sobie nigdy więcej nie zakładaj swojego scenariusza, bo życie nawet to niespełna dwuletnie zaskakuje! Kochana rób mi tak częściej!

Kraina Krasnoludków szykuje się prężnie na następny sezon, na pewno odwiedzimy to miejsce ponownie! Kto, wie czym tym razem nas zaskoczy nasza córka?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz